Trzeźwienie
Całe moje życie kręciło się wokół alkoholu. Nasza rodzina była szanowana i mało kto wiedział, że alkohol niszczy nasze rodzinne gniazdo. Mama piła ciągami, nienawidziłam jej błędnych oczu i pochowanych w licznych zakamarkach butelek z wódką. Moja mama była zawsze bardzo elegancka, inteligentna i ładna . Tylko bardzo nieliczne osoby, z jej bardzo bliskiego i wąskiego otoczenia, miały świadomość, że mama ma ciągi alkoholowe. Pracę zawodową starła się wykonywać zawsze wzorowo i cieszyła się dobrą opinią oraz uznaniem. W domu, podobnie jak mój dziadek, a jej ojciec co jakiś czas pokazywała swoją słabość i często wpadała w ciąg i chlała… Długo by o tym pisać. Ale taki był początek mojej przygody z alkoholem, który w moim rodzinnym domu wieńczył każdą okoliczność. Ojciec nawet w latach osiemdziesiątych pędził bimber i ten ku wielkiej aprobacie pijących uświetniał wiele uroczystości rodzinnych. Alkohol był też przyczyna tragicznej śmierci mojego ojca. Potrącił go samochód, kiedy wtargnął nietrzeźwy pod koła pędzącego samochodu. Był niepełnosprawny, a potem….. powiesił się. To był duży dramat i poważny monit od życia do czego może doprowadzić picie, nawet na tzw. poziomie.
Za wszelką cenę chciałam być inna niż matka, która tak naprawdę była i jest bardzo dobrym, troskliwym człowiekiem. Uczyłam się w internacie, bo chciałam oderwać się od widoku pijanej matki. To była bardzo mądra decyzja. Tam poznałam mojego męża – najwspanialszego człowieka na ziemi. Minęło 27 lat odkąd się poznaliśmy a miłość nasza trwa. Jesteśmy jak dwie połówki jabłka. Dużo razem przetrwaliśmy, jesteśmy za sobą, nie wyobrażam sobie życia bez niego. W moim trzeźwieniu bardzo mnie wspiera. Jest mu ciężko, bo sam jeszcze zupełnie nie zarzucił picia alkoholu.
Całe nasze wspólne życie również przeplatane było piciem alkoholu. Osiemnaste urodziny, imprezy w internacie, uczczenie wodowania żaglówki, którą wykonał własnoręcznie tata, chrzciny moich dzieci, żegnanie męża gdy dostał powołanie do wojska, imprezy sobotnie u znajomych, dyskoteki …miliony okazji i ciągle picie. Narty, żeglowanie po morzach – zawsze alkohol. Przy tym rozwój zawodowy i naukowy. Dorabianie się . Wspinanie na drabinie społecznej. Przy tym wychowywanie trójki dzieci, które już skończyły studia, zaczynają pracować na własny rachunek. Córka jest lekarzem, druga protetykiem słuchu, syn – ekonomistą.
Punktem zwrotnym w moim piciu był pierwszy rejs po Adriatyku – sześć lat temu. Uważam, że od tamtej chwili rozpoczęła się moja bezsilność wobec alkoholu Tam zaczęłam dopijać się mocnymi alkoholami w kajucie. Ciągle byłam na fajnym rauszu. Wszystko kodowałam na pół gwizdka. Od tamtej pory piłam codziennie, po troszkę, zwłaszcza wieczorem po pracy. Bo w pracy zawsze wzorowo, trzeźwo, w pełni gotowa do pracy. Za to po pracy kupowałam małpki, wódeczki, kamuflowałam je. Oczywiście z poczuciem winy. Codziennie mówiłam: NIE. I piłam. Wypijałam wszystko to co było w domu, skrzętnie uzupełniając poziomy w butelkach herbatą, wodą. Używałam strzykawek i grubych igieł żeby przebić się przez „lejek”. Cuda wyprawiałam. Jeździłam po alkoholu, na rauszu. Jechaliśmy do znajomych, ja deklarowałam się, że nie piję i prowadzę. A potem w toalecie wypijałam zabrane ze sobą flaszki i …, prowadziłam. Ze zgrozą myślałam co ja robię! Ale nie mogłam sobie z tym poradzić. Wyrzucałam nawet pełne butelki dobrego alkoholu, żeby nie kusiło, a potem ponownie wypijałam pokątnie alkohol. Błędne koło. Na widok jakiś wzmianek o alkoholizmie w gazetach ogarniało mnie przerażenie. Nie byłam w stanie czytać zawartych tam treści. To mnie jeszcze nie przecież dotyczyło !!!
Szala przelała się rok temu na nartach. Na jednym z wieczornych spotkań po nartach, upiłam się tak że zupełnie nie pamiętałam co się działo i jak wylądowałam we własnym łóżku. Nie muszę pisać o wewnętrznym samopoczuciu, wewnętrznych „trzęsiawkach”, koszmarze psychicznym….. Każdy alkoholik zna to uczucie.
Zaczęłam pomału zmierzać się z tym problemem. Po pierwsze zaczęłam szukać informacji w internecie. Trafiłam na stronę Jerzego. Napisałam do niego na początku kwietnia ubiegłego roku. Odpisał. W swoich listach Jerzy konkretnie nazywał rzecz po imieniu. Nie miałam złudzeń. Zrozumiałam, że jestem alkoholiczką i jestem wobec alkoholu bezsilna. Ostatni raz sięgnęłam po alkohol 31 marca 2012. 1 kwietnia to dzień, kiedy nie sięgnęłam po alkohol istan ten trwa do dzisiaj. W kwietniu 2012 poszłam na pierwszy meeting AA. Zrozumiałam jak wielka jest siła tego ruchu. Zaczęłam kupować i czytać książki AA, zwierzenia ludzi którzy przeżyli koszmar związany z piciem. Cały czas chłonę każdy artykuł, książkę, doniesienia. Na meetingi chodzę okazjonalnie ze względu na to, że dojeżdżam na nie do trójmiasta. Miejscowość, w której mieszkam nie daje mi komfortu anonimowości. Ale wspieram lokalnie każde działania związane z pomocą uzależnionym kamuflując swoją tożsamość. Doskonale rozumiem problemy alkoholików, ich zmagania, kaprysy, manipulacje, ściemnianie….Jestem czujna na każda informację, obserwuje ludzi. Sama walczę. Chodzę nawet na imprezy suto zakrapiane alkoholem i doskonale się bawię nie pijąc. Nie mam nawet poczucia straty z tego powodu. Jestem szczęśliwa za każdy dzień bez alkoholu. Boję się, koszmaru picia. Wiem, że nawet najmniejsza ilość alkoholu może mnie wciągnąć w ciąg. Boję się tego koszmarnie. Dlatego mówię NIE. Jerzy i jego strona pomogła mi bardzo. Jestem wdzięczna Jerzemu. I chociaż nie odzywam się do Niego zbyt często, a wręcz robię to bardzo rzadko, to cały czas myślami wspieram go, śledzę stronę www, w chwilach słabości sięgam po maile w których wspierał mnie słowem rok temu. Poświęcił mnóstwo swojego czasu i energii żeby pomóc mi wyjść na prostą. Jego słowa wsparcia są dla mnie drogowskazem do dzisiaj. Podziwiam jego bezpośredniość i asertywność.
Historie, które słyszę na meetingach dodają mi sił. Wiem, że moja zabawa z alkoholem musi się skończyć, alkohol nie może w żadnym wypadku zaistnieć, muszę sobie w pełni ciągle uświadamiać z radością jakie piękne jest życie bez picia, ile jest mniej problemów, ile więcej radości człowiek odczuwa.
To uczucie wolności jest warte więcej niż znajomości, które zawiera się i podtrzymuje przez alkohol. Można ludzi, znajomych z tym nawet oswoić. Czas powoduje, że znajomi coraz mniej się czepiają i dziwią dlaczego nie piję. Cudowne uczucie wyższości!!! Jest ciężko , ale jest to możliwe. W okiełznaniu moich dylematów i emocji pomógł mi artykuł Macieja Dowbora w magazynie SUKCES http://www.fakt.pl/Maciej-Dowbor-nie-pije-alkoholu-Traci-kolegow-Maciej-Dowbor-zostal-abstynentem,artykuly,190861,1.html ).
Maciej Dowbor wspaniale opisuje kazus utraty przyjaciół poprzez fakt niepicia. Skąd ja to znam? Ale życie to wybór. Możesz wybrać chlanie i staczanie i tzw. przyjaciół którzy się z tego cieszą i z radością obserwują Twój upadek albo ich utratę i radość z bycia trzeźwym.
Wybieram radość z bycia trzeźwym.
Drodzy alkoholicy. Wspierajmy się i bądźmy czujni. Nie dajmy się alkoholowi.
Dzielmy się swoimi doświadczeniami. Fajnie, że jest ktoś taki jak Jerzy, który podjął się trudu utworzenia tej strony, prowadzenia i moderowania jej, reagowania na każdą informację od alkoholika i wspierania go całym sercem. Życzę wszystkim pijącym aby trafili na tą stronę, tak jak ja prawie rok temu.
Katarzyna – alkoholiczka.