Nie potrafiłbym zrozumieć i przepracować programu bez studiowania literatury oraz doświadczeń innych alkoholików – szczególnie mojego sponsora. Dlatego też analizę każdego kroku polecam zacząć właśnie od zapoznania się z odpowiednimi fragmentami literatury. Na końcu dopiero zamieszczę własne doświadczenia .
Literatura :
1) Fragment książki „12 kroków i 12 tradycji AA” – rozdział : „Krok Drugi”
Książkę tę można zakupić na prawie każdym mitingu AA . Można zamówić ją także na stronie fundacji AA w Polsce – oto link do sklepu :
Jeżeli chcesz przeczytać tę książkę w języku angielskim, francuskim lub hiszpańskim – kliknij na właściwy odnośnik z nazwą języka.
KROK DRUGI
„Uwierzyliśmy że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie”
Poniższy fragment pochodzi z książki „12 Kroków i 12 Tradycji AA”
„Przy czytaniu Drugiego Kroku większość nowicjuszy w AA natychmiast popada w rozterkę, czasami nawet poważną. Jakże często słyszeliśmy ich wyrzuty: „Ludzie, do czego wy nas doprowadzacie ! Przekonaliście nas że jesteśmy alkoholikami, że przestaliśmy kierować własnym życiem. Najpierw postawiliście nas w stanie zupełnej bezradności, a teraz powiadacie, że tylko jakaś Siła Wyższa może uwolnić nas od obsesji. Niektórzy z nas nie chcą uwierzyć w Boga, inni nie mogą, a i wśród wierzących jest wielu takich, którzy wątpią w Jego wolę dokonywania tego rodzaju cudów. Zgoda, wyciągnęliście nas z bagna, – ale dokąd prowadzi dalsza droga ?”…
Rozpatrzmy najpierw przypadek osoby uparcie i wojowniczo niewierzącej… Człowiek taki znalazł się w trudnej sytuacji umysłowego zamętu. Cała jego filozofia życiowa, którą tak się puszył, jest teraz zagrożona. Najpierw musiał przyznać się, że alkohol zwalił go ostatecznie i permanentnie z nóg. A teraz, kiedy zdobył się przecież na to bolesne przyznanie, stawia się go przed czymś zupełnie niemożliwym. Jakże przecież drogie jest mu przekonanie, że człowiek, który tak cudownie rozwinął się z pojedynczej komórki pierwotnej materii, jest ukoronowaniem procesu ewolucji, a tym samym jedynym bogiem w całym wszechświecie! Czy naprawdę po to, żeby uratować samego siebie, trzeba wyrzec się światopoglądu?
Na domiar złego, gdy niedowiarek tak myśli, jego opiekun zazwyczaj odpowiada na te wątpliwości śmiechem…Tu już, myśli nowicjusz, przebrała się miarka…To początek końca… I słusznie – jest to początek końca dawnego życia i zarazem początek nowego życia. Opiekun nowicjusza w AA powie: „Nie przejmuj się. Poprzeczka, przez którą musisz przeskoczyć jest o wiele niżej, niż ci się wydaje. Takie było przynajmniej moje doświadczenie. A także jednego z moich przyjaciół, który był w swoim czasie wiceprezesem Amerykańskiego Stowarzyszenia Ateistów…Poprzeczka nawet nie drgnęła kiedy ja przeskakiwał”.
„ Zgoda – odpowiada nowicjusz. – Wiem, że mówisz prawdę. Bez wątpienia w AA jest mnóstwo ludzi, którzy mieli podobne do moich poglądy. Ale jak można w takiej sytuacji powiedzieć >>nie przejmuj się<< . Chciałbym to zrozumieć”. „To bardzo trafne pytanie – zgadza się opiekun. – Bardzo słuszne pytanie. Wydaje mi się, że mogę ci dokładnie powiedzieć, jak przestać się tym zadręczać, wysilać się w pocie czoła. Wysłuchaj, proszę, tylko trzech argumentów:
Po pierwsze, Anonimowi Alkoholicy nie wymagają od Ciebie, abyś w cokolwiek uwierzył. Cały program Dwunastu Kroków jest tylko zbiorem sugestii…
Po drugie, żeby wytrzeźwieć i utrzymać się w trzeźwości, nie musisz natychmiast przełknąć całego Drugiego Kroku. Sam pamiętam, że przerabiałem ten krok stopniowo, powoli i nie od razu…
Po trzecie, jedyne czego ci naprawdę potrzeba, to prawdziwie otwartego umysłu… Po prostu przestań nieustannie szukać argumentów i trapić się głębokimi problemami, jak ten, co było najpierw: kura czy jajko. Jeszcze raz powtarzam, potrzebny Ci jest tylko otwarty umysł…
Spójrz na mój przypadek – kontynuuje opiekun. – mam wykształcenie techniczne. Oczywiście poważałem, wręcz czciłem nauki ścisłe. Prawdę mówiąc, nadal mam do nich podobny stosunek, tyle że już nie stawiam ich na ołtarzu. Przez całe lata moi nauczyciele wpajali we mnie podstawowe zasady postępu naukowego: szukaj i badaj, wiele razy powtarzaj badania, zawsze miej otwartą głowę. Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z AA, moja reakcja była dokładnie taka sama jak twoja. Uważałem, że całe to AA jest zupełnie nienaukowe. Że nie zdołam tego przełknąć. A nawet nie będę się w ogóle zastanawiać nad tego rodzaju nonsensem.” „Potem obudziłem się. Musiałem przyznać, że AA ma wyniki, wspaniałe wyniki. Zdałem sobie sprawę z tego, że to mój stosunek do AA był zupełnie nienaukowy. To ja miałem zakutą głowę, nie Anonimowi Alkoholicy… Od chwili, kiedy przestałem kwestionować, mogłem zacząć dostrzegać i odczuwać… Właśnie wtedy Drugi Krok stopniowo i niepostrzeżenie zaczął towarzyszyć mi w życiu… Trudno mi powiedzieć, przy jakiej okazji i którego dnia uwierzyłem w Siłę większą ode mnie, ale z całą pewnością mam tę wiarę dzisiaj. Aby to osiągnąć, musiałem jedynie zaprzestać walki i stosować całą resztę programu AA z taką gorliwością, na jaką było mnie stać…
Jest to oczywiście opinia jednej osoby, oparta o jej własne doświadczenie. Zapewniam Cię, że Alkoholicy Anonimowi wydeptują niezliczone ścieżki w poszukiwaniu wiary… Jeśli nie odpowiada Ci ta, którą zasugerowałem, na pewno znajdziesz swoją własną, jeśli tylko będziesz patrzał i słuchał… Wielu Tobie podobnych zaczęło od metody zastępstwa. Jeśli chcesz, możesz podstawić w miejsce swojej „Siły Wyższej” samo AA… Oto istnieje bardzo duża grupa ludzi, którzy przezwyciężyli swój problem alkoholowy. W odniesieniu do tego problemu stanowią oni na pewno siłę większą niż Ty, który nawet nie zbliżyłeś się do rozwiązania. Z całą pewnością możesz w nich uwierzyć. Znajdziesz wielu członków AA, którzy właśnie w ten sposób przekroczyli próg. Wszyscy oni powiedzą Ci, że kiedy znaleźli się po drugiej stronie, ich wiara rozszerzyła się i pogłębiła. Po uwolnieniu się od alkoholowej obsesji, po zupełnie niewytłumaczalnym przekształceniu ich życia – uwierzyli w Siłę Wyższą, a większość z nich zaczęła mówić o Bogu…
Rozważmy teraz sytuację tych, którzy kiedyś wierzyli, ale utracili wiarę… Będą wśród nich tacy, którzy popadli w obojętność, inni którzy nabrali uprzedzeń wobec religii, i wreszcie ci, którzy otwarcie zbuntowali się przeciw Bogu, ponieważ nie spełnił ich żądań… Czy doświadczenie AA jest wystarczająco bogate, aby upewnić każdego z nich, że może znaleźć swoją własną drogę do takiej wiary, jaka jest mu potrzebna? Niejednokrotnie tym, którzy utracili lub odrzucili wiarę trudniej jest odnaleźć się w AA, niż ludziom zawsze niewierzącym. Sądzą bowiem, że już próbowali drogi wiary, lecz bezskutecznie. Z wiarą i bez wiary – zawsze było tak samo. Doznawszy gorzkich rozczarowań na obu drogach, doszli do wniosku, że nigdzie nie ma dla nich miejsca. Trudniej im przebrnąć przez mur zniechęcenia, wyimaginowanej samowystarczalności, przekory i uprzedzeń, niż wątpiącym i agnostykom i wojującym ateistom przeskoczyć przeszkody, które sami sobie stworzyli… Religia mówi, że istnienie Boga można udowodnić; agnostyk – że nie ma takich dowodów; ateista zaś twierdzi, że posiada dowody na nieistnienie Boga. Ten natomiast, kto odszedł od wiary, znajduje się w dużo bardziej skomplikowanej sytuacji… Obawia się, że nie znajdzie pociechy w żadnym systemie przekonań. Nie może uzyskać nawet cząstki tej pewności, jaką mają ludzie wierzący, agnostycy i ateiści. Taki człowiek czuje się zupełnie zdezorientowany…
Wielu członków AA może mu pomóc własnym przykładem, mówiąc: „Tak, my też odeszliśmy od wiary naszego dziedzictwa. Daliśmy się ponieść młodzieńczej pewności siebie. Docenialiśmy oczywiści fakt, że troskliwa rodzina i religijne wychowanie zaszczepiły w nas pewne wartości. Nadal uważaliśmy, że powinniśmy być w miarę uczciwi, wyrozumiali i sprawiedliwi, a także ambitni i pracowici. Byliśmy przekonani, że te proste zasady przyzwoitości i właściwego postępowania zupełnie nam wystarczą… Przestrzeganie tych prostych zasad wystarczało do odnoszenia materialnych sukcesów, dzięki którym poczuliśmy się zwycięzcami w grze życia. Było to podniecające i dawało posmak szczęścia. Po cóż więc mielibyśmy się przejmować teologicznymi abstrakcjami i obowiązkami religijnymi, albo też stanem naszej duszy – tu czy w zaświatach? Tu i teraz zupełnie nam wystarczało. Wola zwycięstwa przeniesie nas przez wszystko. I wtedy właśnie alkohol zaczął mieszać nam szyki. Kiedy na koniec straciliśmy wszystkie karty, kiedy zorientowaliśmy się, że następne potknięcie wyłączy nas z gry na zawsze, musieliśmy zacząć szukać utraconej wiary. I właśnie tu, w AA odnaleźliśmy ją… I Ty także możesz ją odnaleźć.”… Przejdźmy teraz do innej sprawy: ludzi samowystarczalnych intelektualnie. Takim wielu Anonimowych Alkoholików może powiedzieć: „Nie różniliśmy się od was niczym. Też byliśmy o wiele za mądrzy, niż potrzeba dla własnego dobra. Byliśmy zachwyceni, kiedy ludzie nazywali nas cudownymi dziećmi. Nadymaliśmy się naszym wykształceniem jak balony, udając wobec innych skromność… Ale w głębi duszy wierzyliśmy, że dzięki wybitnej inteligencji górujemy nad naszą masą. Postęp naukowy przekonywał nas, że człowiek może wszystko… Wierzyliśmy we wszechpotęgę wiedzy… W ujarzmianie natury przez intelekt… Ponieważ w naszym przeświadczeniu byliśmy o wiele inteligentniejsi od innych, ufaliśmy, że nam przypadną w nagrodzie owoce zwycięstwa… Bożek intelektu zastąpił nam Boga naszych przodków… Ale i tym razem alkohol był innego zdania… My, którym zwycięstwa przychodziły bez wysiłku, zaczęliśmy stale przegrywać. Zrozumieliśmy, że musimy wybrać między zmianą sposobu myślenia a śmiercią. Poznaliśmy wielu alkoholików, którzy w swoim czasie podobnie jak my ufali w rozum. Oni pomogli nam zejść na ziemię. Udowodnili nam swoim przykładem, że można pogodzić pokorę z intelektem, pod warunkiem, że pokorę umieścimy na pierwszym miejscu… Kiedy zaczęliśmy tego przestrzegać, otrzymaliśmy dar wiary – wiary skutecznej… Ta wiara jest dostępna także dla Ciebie.”
Jeszcze inna część Anonimowych Alkoholików może podsumować swoje doświadczenia następująco: „Nie mieliśmy żadnego poważania dla religii i wszystkich jej praktyk. Twierdziliśmy, że Biblia jest pełna nonsensów, przytaczając na poparcie tej tezy odpowiedzenie fragmenty wraz z numerami rozdziałów i wersetów z całej Biblii; pamiętając wszystkie >>poczęcia<<, nie widzieliśmy żadnych >>błogosławieństw<<… Moralność biblijna była w naszym mniemaniu albo nieprawdopodobnie wysoka, albo nieprawdopodobnie niska… Największe jednak oburzenie budziła w nas postawa moralna ludzi praktykujących… Pieniliśmy się wręcz na hipokryzję, bigoterię, bezczelną pewność siebie promieniujące z dewotów, nawet gdy próbowali je ukryć pod niedzielnym płaszczykiem. Namiętnie wykrzykiwaliśmy oskarżycielskie fakty, jak to miliony >>wiernych<< wciąż jeszcze wyrzynają się nawzajem w imię Boga. Oczywiście świadczyło to wyłącznie o nas samych i o tym, że myślenie pozytywne zastąpiliśmy negatywnym… Po przystąpieniu do AA musieliśmy przyznać, że jest to cecha ludzi zapatrzonych w siebie, szukających pożywki dla własnego JA… Demaskując grzechy pewnej części ludzi praktykujących mogliśmy czuć się lepszymi od wszystkich… Co więcej, mogliśmy uniknąć przyglądania się własnym niedostatkom… Obłuda, którą z taką pogardą potępialiśmy u innych, była złem zakorzenionym głęboko w nas samych… Ta fałszywa maska moralnej wyższości uniemożliwiała nam dostęp do wiary… W końcu jednak, doprowadzeni do AA, nauczyliśmy się myśleć inaczej.
Jak to zaobserwowało wielu psychiatrów, przekora jest rzucającą się w oczy cechą znacznej części alkoholików… Nic więc dziwnego, że tak wielu z nas buntowało się przeciw samemu Bogu… Czasem dlatego, że Bóg nie obdarzył nas tymi wszystkimi dobrami doczesnymi, o które prosiliśmy Go równie usilnie, jak rozpieszczone dzieci proszą Świętego Mikołaja o zbyt kosztowne prezenty. Znacznie jednak częściej buntowaliśmy się, ponieważ dotknęło nas jakieś poważne nieszczęście, w którym – jak nam się zdawało – zostaliśmy opuszczeni przez Boga. Dziewczyna, z którą chcieliśmy się ożenić, miała inne plany i bezskutecznie modliliśmy się, żeby zmieniła zdanie. Modliliśmy się o zdrowe dzieci, a przychodziły na świat wątłe albo w ogóle nie mogliśmy mieć dzieci. Modliliśmy się, na próżno, o awans w pracy. Naszych najbliższych, od których byliśmy tak bardzo uzależnieni, zabierała >>wola niebios<<. Później, gdy już staliśmy się pijakami, prosiliśmy Boga, aby położył temu kres. I nic – żadnej odpowiedzi. To był najgorszy cios. >>do diabła z całą tą wiarą!<<, powiedzieliśmy… Dopiero AA ujawniło nam, na czym polegał błąd w tej postawie krnąbrnej przekory… Ani razu przecież nie spytaliśmy Boga o jego wolę wobec nas, zbyt zajęci informowaniem Go, jaka ona być powinna. Zrozumieliśmy, że nie można jednocześnie wierzyć i urągać Bogu. Wiara oznacza zaufanie, nie stawianie się… W AA zobaczyliśmy owoce tej wiary: mężczyzn i kobiety uratowanych od ostatecznej ruiny alkoholowej. Zobaczyliśmy, jak znoszą i przezwyciężają oni ból i wypadki losowe… Widzieliśmy, jak ze spokojem akceptują sytuacje bez wyjścia, nie usiłując uciekać ani obwiniać innych. Nie była to wiara na pokaz, ale wiara sprawdzająca się we wszystkich okolicznościach życiowych… Wkrótce doszliśmy do wniosku, że jakakolwiek byłaby cena pokory, będziemy gotowi ją zapłacić.
Przyjrzyjmy się na koniec osobie pełnej wiary, ale nadal zalatującej alkoholem… Jest to człowiek całkowicie przekonany o swojej pobożności, skrupulatnie przestrzegający praktyk religijnych. Jest przeświadczony, że wciąż wierzy w Boga, ale podejrzewa, że Bóg nie wierzy w niego… Składa obietnice, coraz więcej obietnic… Po każdej z nich nie tylko powraca do picia, ale także postępuje coraz gorzej. Z odwagą podejmuje wciąż na nowo walkę z alkoholem, błagając Boga o pomoc, ale pomoc nie nadchodzi. Cóż więc jest tu nie w porządku?
Dla księży, lekarzy, przyjaciół i rodziny, alkoholik, który chce przestać pić i bardzo się o to stara, jest bolesną zagadką… Nie jest nią dla większości Anonimowych Alkoholików, zbyt wielu z nas zachowywało się podobnie, zanim znaleźliśmy klucz do tej zagadki. Klucz ten polega na jakości wiary, nie na ilości praktyk. Tu był nasz słaby punkt.
Wydawało nam się, że jesteśmy wypełnieni pokorą, choć w istocie nie mieliśmy jej wcale.
Sądziliśmy, że mieliśmy poważny stosunek do praktyk religijnych, podczas gdy w gruncie rzeczy był on bardzo powierzchowny.
Popadaliśmy także w drugą krańcowość, mylnie uznając pobożną ekstazę za autentyczne przeżycie religijne.W tych przypadkach oczekiwaliśmy czegoś za nic… Prawda polegała na tym, że nigdy nie dokonaliśmy wewnętrznego oczyszczenia,bez którego łaska Boża, zdolna wyplenić nałóg, nie miała do nas dostępu. Nigdy nie próbowaliśmy szczerze i prawdziwie dokonać obrachunku moralnego, nie usiłowaliśmy naprawić krzywd wyrządzonych innym, nie umieliśmy dzielić się z innymi bez oczekiwania nagrody… Nawet nasze modlitwy nie były bezinteresowne. Mówiliśmy zawsze: „daj mi Boże”, zamiast „bądź wola Twoja”… W ogóle nie rozumieliśmy ani miłości do Boga, ani do bliźniego… Pogrążeni w samozłudzie, nie byliśmy zdolni do przyjęcia łaski, która przywróciłaby nas do zdrowia.
Na palcach można policzyć pijących alkoholików, którzy zdają sobie sprawę ze stopnia swego obłędu lub którzy widząc nawet swój obłęd, mają odwagę stawić mu czoła… Niektórzy zgodzą się przyznać, że mają „problem z piciem”, ale nie przyjmą do wiadomości, że w istocie cierpią na chorobę umysłu. Wspiera ich w tym zaślepieniu opinia ogółu, niemal nikt bowiem nie rozumie różnicy między normalnym piciem a alkoholizmem. Za kryterium „zdrowia umysłowego” przyjmuje się „zdrowy rozsądek”. Tymczasem żaden alkoholik, kiedy już na trzeźwo analizuje swoje destruktywne zachowanie – niezależnie od tego, czy zrujnował meble w mieszkaniu, czy swój trzon moralny – nie przypisze sobie „zdrowego rozsądku”.
Dlatego też Drugi Krok jest punktem, w którym wszyscy się spotykamy… Agnostyk, ateista i odszczepieniec od wiary – przy tym Kroku wszyscy możemy podać sobie ręce… Prawdziwa pokora i otwarty umysł mogą doprowadzić nas do wiary, a każdy miting AA jest gwarancją, że Bóg przywróci nas do zdrowia, jeżeli szczerze Go o to poprosimy.”