I stało się to co się stać musiało….. Gdy wytrzeźwiałem … w domu rozpacz, smutek, utraciłem całe zaufanie które uzyskałem przez ostatnie kilka miesięcy na tzw. dupościsku. Ale było to tak dotkliwe doświadczenie, że zrozumiałem wreszcie że jestem chory, że z alkoholem nie masz szans. Kiedyś usłyszałem porównanie – że to tak jak bym wychodził na ring z M. Tysonem. Wychodzę na sparing i po pierwszym ciosie tracę przytomność. Powinno mnie to nauczyć że nie ma sensu… Ale nie, jestem alkoholikiem, więc jak tylko wstaję wychodzę znowu – i to samo po raz 2,3,100.. aż wreszcie kiedyś musi skończyć się to śmiercią. Dziś wiem że nie mam szans. I nawet nie próbuję myśleć nawet o tym by jeszcze kiedyś…
Chyba dopiero po zapiciu dotarł do mnie bezmiar bezsilności, udowodniłem sobie że nie jestem w stanie kierować życiem. Wróciłem do wspólnoty, poprosiłem jeszcze raz jednego z przyjaciół o pomoc w realizacji programu AA. Wiedziałem że sam nie dam rady. Byłem zbyt zakłamany. Niestety zaprzestanie picia nie powoduje zaprzestana działania mechanizmów uzależnienia. I szczere spojrzenie na swoją przeszłość było jednym z najtrudniejszych zadań na początek. Dzisiaj jestem wdzięczny Bogu za to zapicie – z moim podejściem do życia, sposobem myślenia i działania – musiało się to stać, było to tylko kwestią czasu. Tylko im później by się to stało – konsekwencje były by coraz większe. To było moje przysłowiowe dno – do którego każdy z nas – alkoholików musi dobić, by zacząć chcieć naprawdę trzeźwieć, by mieć szansę na wyzdrowienie.
Alkoholizm to choroba duszy i ciała, pustoszy i niszczy wszystko to co ma dla nas jakąkolwiek wartość. Niszczy wątrobę, żołądek, mózg, zmienia sposób myślenia i odbierania rzeczywistości. To jeden z wielu powodów dla których piłem – przestawałem odbierać realne zagrożenia, pozwalało mi nie reagować lub pozbyć się wyrzutów sumienia. Przynajmniej na początku. Bo kiedyś piłem by się dobrze bawić, rozluźnić, rozweselić. Ale przyszedł niezauważalnie dla mnie taki moment w którym alkohol stał się obsesją, w którym musiałem pić by normalnie funkcjonować. Na końcu nie potrafiłem już żyć ani na trzeźwo ani wypity. To wszystko dotykało mnie – ale niestety wiele z konsekwencji dotykały także moja rodzinę, bliskich, znajomych. A takie rany pozostają często na całe życie. A spustoszenie w sferze finansowej, zdewastowana moralność, odrzucenie od wiary, degradacja zawodowa i społeczna, utracenie zdolności życia w społeczności, brak autorytetów moralnych, niskie poczucie własnej wartości…. długo mógłbym wymieniać…to wszystko jest konsekwencją wyborów których dokonywałem. I nie wybierał za mnie alkohol. To JA. I ja jestem za to ODPOWIEDZIALNY.
Jestem szczęściarzem – zachowałem żonę i dzieci. Żona w najtrudniejszym okresie zawsze stała przy mnie, jeżeli oddalała się – to tylko dlatego że ja ją odpychałem swoim postępowaniem lub krzywdami których ode mnie zaznała. Dziś wiem że to – że jeszcze żyję i że jestem na wolności zawdzięczam przede wszystkim jej – mojej żonie . I oczywiście Bogu który ją postawił na mojej drodze. Jestem szczęśliwi i wdzięczny – że blisko siebie mam taki wzór miłości i poświęcenia . 2 wzory…