Trzeźwiejący alkoholik – o życiu i trzeźwieniu..

W mojej pracy zaczynało się źle dziać, opóźnienia wypłat , ograniczanie wydatków itp. Właściciel stwierdził że za dużo zarabiamy i musi  ograniczyć wypłaty. Zaczął od odcięcia nadgodzin ( prawie połowa oficjalnego zarobku) i ograniczenia diet zagranicznych . I tu zaczął się problem. Bo nagle stanąłem przed dylematem – za co tu pić..  Naprawdę całkowicie obcy dla mnie problem.  Zacząłem szukać innej pracy i wydawało mi się że znalazłem. Złożyłem wypowiedzenie i poszedłem na rozmowę do szefa twierdząc, że mnie nie stać na wynagrodzenie jakie teraz proponuje i jak nie zacznie płacić normalnie ( czyli jak wcześniej) to odchodzę. Co więcej chciałbym odejść wcześniej niż wymagał ode mnie okres wypowiedzenia.  Przecież byłem najlepszy, niezastąpiony,  wspaniały, beze mnie firma nie miała szans, nie poradzi sobie.. ( tak myślałem) . A tu szok.. szef nie dość że nie przystąpił do negocjacji, zgodził się bym szybciej odszedł to jeszcze powiedział żebym się nad sobą zastanowił bo nikt mnie nie lubi, koledzy narzekają na mnie, i generalnie to rozstaje się ze mną bez przykrości… Obniosłem się dumą, i .. jeszcze pożałują. Niestety okazało się że moja nowa praca nie wypali – ich szef porozumiał się z moim szefem i .. podziękowali mi za współpracę która się nawet nie zaczęła..  .
I tu wpadłem na kolejny genialny pomysł ( których każdy alkoholik ma wiele) – założę własną firmę i będę żył jak lord. Fakt.. na początku było fajnie, pierwsze maszynki w garażu u teścia, a że roboty było wiele.. wynająłem pomieszczenie ze 200 m2, po jakimś czasie kupiłem tokarkę, frezarkę, prasę spawarkę itd… zatrudniłem ludzi.. ale sielanka nie trwała długo ponieważ… nie , nie dlatego że nomenklatura, rynek, gospodarka.. ale dlatego że żyłem we własnym świecie i coraz rzadziej zajmowałem się pracą a coraz częściej dni spędzałem na piciu i użalaniu się nad sobą. Zaczęły się wizyty komornika, poborców skarbowych, firm windykacyjnych. Brałem zaliczkę na nową maszynę by spłacić trochę długów, dokończyć  maszynę i czekałem na okazje wzięcia kolejnej zaliczki . I tak cały czas.  Żyłem marzeniami o olbrzymich kontraktach – karmiłem się mrzonkami i fantazjami. Ale nic nie robiłem by zmienić siebie. Jeździłem do firmy na godzinę 3 – 4 rano pod pretekstem że mam tak dużo roboty, po drodze kupowałem butelkę, o 7 otwierali bar w pobliżu, uzupełniałem zapasy.. Zazwyczaj od 12 zaczynałem trzeźwieć by wrócić do domu. Nadal całkowity brak poczucia odpowiedzialności, brak skrupułów i użalanie się… I ten nieodłączny strach przed jutrem, przerażająca wizja przyszłości i samotność. A gdzie moja logika? Podam jeden tylko przykład – gdy umówiłem się na 9 rano na spotkanie z klientem który miał do wykonania maszynę, na którą kontrakt rozwiązał by moje problemy. Pamiętam tą wizytę, przyjechało 2 ludzi, nie chcieli nawet kawy, posiedzieli 10 minut i pojechali.. bez sensu – zrobili 300 km by uzgodnić szczegóły kontraktu a tak naprawdę zbyli temat. Byłem wściekły.. Następnego dnia dostałem maila w którym klient napisał że czuł się obrażony tym że oni wstali o 2 w nocy by dojechać na spotkanie a ja byłem nietrzeźwy. Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, to nie była moja wina to oni są przewrażliwieni i źli… co z tego że sobie raz jednego drinka zrobiłem…
Zawsze.. obojętnie w jakim byłem stanie, czy sam stałem na nogach, czy się jąkałem, zaciągałem, przewracałem… wypiłem tylko jednego… i jakoś nigdy nie zastanawiałem się czemu mi nie wierzą…

Czytaj dalej …Upadek



Jeżeli moja strona ci się podoba dodaj prosze plusik…
Reklama
Jest możliwość umieszczenia reklamy na mojej stronie. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu