Boga odrzuciłem definitywnie w 7 klasie szkoły podstawowej.Na religie miałem pod górkę :) A tak naprawdę odrzucałem już wtedy wszystkie zakazy i nakazy. A Bóg był dla mnie staruszkiem, despotą który siedzi tam gdzieś u góry i każe… Masz robić tak i tak a jak nie to do piekła…. A jak chcesz podyskutować o mnie – to tym bardziej do piekła…
W czasach gdy piłem nie chodziłem do kościoła poza okazyjnymi imprezami albo pojedynczymi świętami. W zależności od nastroju potrafiłem powiedzieć że jestem nie wierzącym lub używałem takiego popularnego sloganu – wierzący ale nie praktykujący, który pozwala się okłamywać i tłumaczyć czemu nie chodziłem do kościoła. A wystarczyło
bym zadał sobie pytanie czy może istnieć wiara bez kościoła? Czy może istnieć wiara bez modlitwy? Skoro już widziałem tyle złych rzeczy w kościele – czy modliłem się może w domu sam?…. nie muszę odpowiadać. To było lenistwo, lekkomyślność i brak wiary. Czasami ( sporadycznie) szukałem dowodów na jego istnienie i nie znajdowałem.
W kościele czułem się jak pajac – klękałem, wstawałem, siadałem jak na komendę recytowałem oklepane formułki. Taki teatrzyk – tylko nie ja go reżyserowałem. Wiec tam zazwyczaj nie zaglądałem. Nigdy nie próbowałem poznać jego woli wobec mnie. Nie słuchałem Go, a że nie wypełniał moich żądań czy próśb potwierdzał że Go nie ma..
Pamiętam, wróciłem kiedyś do firmy, wypiłem 1/2 litra wódki i zacząłem prosić szatana o pomoc, oddawałem mu pokłony, dusze i co tylko chciał. To był jeden z momentów w których byłem w stanie zrobić wszystko. Ale i szatan nie był skory do pomocy . A skąd wiara w szatana skoro Boga nie ma? Nie myślałem nad tym.
Na początku pracy nad programem AA usłyszałem że muszę puścić kierownicę życia i pozwolić kierować moim życiem sile wyższej. Wspólnota nie narzucała kto to ma być. Chodziło wyłącznie o to bym uwierzył – że jest na świecie coś większego, coś co potrafi więcej niż ja sam. Na początku mogła to być nawet grupa AA. I dobrze że tak było – w innym wypadku ja obecność we wspólnocie skończyła by się tego dnia…
Powoli zmieniała się moja świadomość, coraz bardziej pragnąłem tej ufności i spokoju którego nie miałem. Zacząłem chodzić do kościoła, próbowałem się modlić w domu ale.. nie było to proste . Oczekiwałem.. szukałem namacalnego dowodu że Bóg istnieje. Zacząłem szukać… a że sam sobie nie radziłem, zacząłem szukać pomocy – w domu rekolekcyjnym w Koniakowie podczas weekendowych rekolekcji , podczas 5 dni w milczeniu u Jezuitów realizując fundament, wreszcie dotarłem do spowiedzi życia w której wyznałem wszystkie moje grzechy.. naprawdę wszystkie. Przynajmniej pół godziny płaczu, szlochu, wyrzutów sumienia. Ale bez tego nie mógł bym się rozwijać. I Miałem szczęście – doznałem przebudzenia duchowego. Dotknąłem Boga a dokładnie to on dotkną fizycznie mnie w czasie modlitwy wstawienniczej podczas którychś rekolekcji trzeźwościowych w Domu Emaus w Koniakowie . I uwierzyłem.
Nie wierzę bym mógł osiągnąć spokój i pogodę ducha bez mojego Boga. Dziś widzę że działał zawsze w moim życiu – poprzez ludzi których stawiał na mojej drodze. Ale zawsze dawał mi wybór. A ja wybierałem zło…