FAZY ROZWOJU UZALEŻNIENIA tak jak ja je rozumiem i jak je przeżyłem….
I. Picie towarzyskie (tak się zazwyczaj zaczyna…)
- Picie jest dla mnie przyjemne – więc czemu by nie..
- Piję w towarzystwie innych osób z okazji spotkań, rocznic ..
- Pozwala nawiązać kontakt z innymi ludźmi, dodaje śmiałości, odwagi… robię sie jakby przystojniejszy, bogatszy, mądrzejszy,, umiem rozmawiać z przekonaniem na każdy temat..
- Dzięki alkoholowi łagodzę emocje – kłopoty, porażki i zwątpienia – a także sukcesy i osiągnięcia stają się każdorazowo pretekstem do ich opicia..
- Potrafię wypić coraz więcej – mam oraz mocniejszą głowę.
- Po wypiciu pierwszego piwa czy drinku czuję wyraźne rozluźnienie , czuuję się świetnie i zapominam o wszystkim i wszystkich.
- I zaczyna się.. zaczynam pić coraz częściej i więcej. Gdy nie ma okazji – sam je zaczynam tworzyć, pierwsze dawki alkoholu wypite samemu ( np. piwo czy setka w barze)
II. Faza – ostrzegawcza ( moje picie przestaje być normalne choć tego nie widzę – bo tego nie chcę widzieć,,)
- Zaczynam pić więcej niż inni. Piję szybciej by szybko wprawić się w „nastrój” czasami przed imprezą wypiję coś dla „kurażu”, jak mogę – jestem zawsze jednym z ostatnich którzy „odchodzą od stołu”..
- Pierwsze urwane filmy – po których nie mogę sobie przypomnieć jak skończył się dzień..pierwsze wyrzuty sumienia, kac moralny..
- Staję się prowodyrem i polewającym, zaczynam skupiać uwagę na tym by wszyscy pili szybciej, zaraz po wypiciu zaczynam myśleć o następnej dawce.
- Teraz to już piję stanowczo więcej niż inni – choć reaguję zniecierpliwieniem, frustracja a czasem agresją gdy ktoś śmie mi o tym wspomnieć…
- Jako że inni mogą sobie jakieś głupoty pomyśleć :) – zaczynam pić po kryjomu. Jeszcze by pomyśleli że naprawdę piję więcej niż powinienem…
- Po wypiciu natychmiast czuję ulgę i wspaniale się czuję ( gorzej następnego dnia.. choć do tego się nigdy prawie nie przyznaję..)
- Wymyślam coraz drobniejsze okazje do picia. Tak naprawdę nie potrzebuję już okazji Zaczynam bardziej szukać pretekstów do napicia się. Jak nie ma imprezy – ściągam kumpla lub szwagra.. itd..
- Coraz częściej nie pamiętam co robiłem, gdzie byłem, nie wiem o której wróciłem. Obserwuję nad ranem minę żony by wiedzieć czy bardzo wczoraj nawywijałem..
- Moje picie nie jest już piciem okazjonalnym. Staje się sposobem życia, załatwiania spraw, radzenia sobie z emocjami.
- I okazuje się że do picia nie potrzebuję już kolegów. przecież mogę pić sam – to coraz częściej robię.
- Zaczynam ponosić z tytułu picia konsekwencje – zawalam sprawy, kłótnie z żoną, przestaję od niej odbierać telefony gdy piję, zaczynają pojawiać się wyrzuty sumienia – jednak stanowią często znowu doskonały powód do picia.
III. Faza krytyczna: ( i tu już mam poważny problem)
- Coraz rzadziej udaje mi się wyjść po 1 piwie.. coraz częściej się upijam. Tak naprawdę zawsze – gdy mogę. I coraz częściej gdy nie mogę.kac, wyrzuty sumienia, i emocje – jak się ich rano pozbyć? wystarczy przecież rano 100 gram… Zaczynam klinować.
- Jest mi źle, nie potrafię znaleźć miejsca , najlepiej wypoczywam, odpoczywam i i spędzam wolny czas pijąc – tylko inni tego nie rozumieją. Ograniczam swoje zamiłowania do takich – przy których mogę się napić ( ja wybrałem wędkarstwo i wyjazdy na całe dnie i noce na ryby :):) )
- Coraz trudniej mi się dogadać z „wredną i złą żoną” – ciągle się czepia. W pracy też nie jest różowo ( o ile otworzę oczy a nie będę się okłamywał..)- zaczynam popijać przed pracą, po pracy a także i .. w pracy
- Moje myśli coraz częściej krążą wokół alkoholu. Coraz więcej czasu zajmuje mi wymyślanie wymówek i kombinowanie… Naginam już swoje obowiązki by móc pić ( np. przedłużające się delegacje…)..
- Pojawiają się problemy ze zdrowiem – pojawiają się pierwsze objawy depresji, bóle żołądka, brzucha, zgaga itd itd.. wątróbka jeszcze jakoś daje radę choć niepewnie, bóle głowy, wymioty, złe samopoczucie.. ciekawe przez co…
- Skoro jak trzeźwieję to się źle czuję – po co się męczyć. Co można zrobić? Nieee, nie rzucić picie. Wystarczy nie trzeźwieć. Zaczyna pić codziennie, ciągami potrafię nie trzeźwieć tak naprawdę tygodniami.
- Konsekwencje picia są już poważne i dotyczą wszystkich sfer mojego życia – domu, pracy, znajomych, zainteresowań, rozwoju, moralności, itd
- Podobno są tacy którzy chcą sobie sami w tej fazie udowadniać że nie mają problemu – robiąc ( próbując robić ) przerwy w piciu. Ja osobiście pominąłem ten fragment uzależniania się ;)
- Na całego pierwsze skrzypce w mojej głowie grają już mechanizmy uzależnienia : racjonalizuję, okłamuję siebie, zwalam winę za swoje kłopoty na wszystko i wszystkich poza samym sobą ( i w to wierzę :):) ) , odrzucam towarzystwo które nie umie pić :),usprawiedliwiam się codziennie , prawie codziennie myślę że może chyba trochę przesadzam z alkoholem i obiecuję sobie że jutro zrobię sobie przerwę.. ale jutro jest znowu jutro…
- Nie kontroluję już ile i gdzie wypijam. Piję tyle ile jest lub ile mogę w siebie wlać. Bez względu na konsekwencje.
- Dla picia podporządkowuję już całe życie. Mam czas dla rodziny pod warunkiem że nie mam w planach picia, mam czas na pracy gdy nie piję, itd itd.
- Tracę pracę i szukam nowej.. to też konsekwencje – tylko oszukuję się i innych że szef zły, ludzie głupi itd..
- Odrzucam tak naprawdę wszystkich – bo co którym na mnie zależy zaczynają walczyć o mnie – więc przeszkadzają mi . Zaczyna się agresja , złość, ..Zaczyna się samotność. Nikt mnie nie kocha, nikt nie rozumie, wszyscy są winni wszystkiemu – tylko nie ja – biedny żuczek. Broniąc komfortu picia zaprzeczam wszystkiemu, manipuluje sobą do granic absurdu.
- I już bez przeszkód, nie widząc w tym nic złego – zaczynam picie od rana. Ja wstawałem pracy specjalnie o 3-4tłumacząc że mam tyle roboty – po drodze kupowałem butelkę.. o 7 otwierali Bar i kupowałem następne.. Dzień w dzień…
IV. Faza chroniczna ( teraz to już miałem naprawdę przechlapane -i zaczynałem to widzieć – tylko już nie potrafiłem przestać..
- Ciągi zaczynają trwać tygodniami – codziennie się upijam, zazwyczaj piłem już w samotności .Piłem by się upić. Piłem nie ważne co – wódkę, piwo, wino..byle było..
- Zaczynają mi wystarczać coraz mniejsze dawki – które potrafię wypić.
- Żona chce odejść,firma się sypie, ludzie odchodzą, olbrzymie długi, brak przyjaciół.. Nawet nie przeszkadza mi że paraduję po ulicach z 3 dniowym zarostem czy lekko brudny..
- Występują także często padaczki alkoholowe, psychozy, itd… Próbuję popełnić samobuję ale jestem tchórzem. Coraz częściej chcę uciec od tego świata z którym mnie nic nie łączy..
- Ciekawe od czego trzęsą mi się tak ręce rano…
- Nie kontroluję już dawno swego życia . Ono toczy się obok, wszyscy się czepiają a ja po prostu chciałbym się tylko napić. Czy to dużo? Ten jeden raz? Dzisiaj?
Nie dotarłem do V fazy uzależnienia – która zwana jest beczką śmierci. Z niej wychodzi się na cmentarz. Dzięki mojej żonie – kobiecie która twardo i stanowczo zaczęła działać – co spowodowało że trafiłem do zakładu lecznictwa odwykowego w Gorzycach… Ale to już inny temat :)
To moje doświadczenia. tak ja rozumiem fazy uzależnienia – wspierając się materiałami z terapii. . Każdy z nas jest inny – ale w tej właśnie różnorodności potarza się utarty schemat. I z tego co widzę – nie odbiegam od niego…
Pozdrawiam
Jerzy
Kliknij na obraz aby powiększyć :
/p